środa, 16 grudnia 2015

Multijęzyczność dziecka. Czy dziecko może być trójjęzyczne? Jakie warunki trzeba spełnić, aby mu to ułatwić? Odpowiada logopeda!

Pod wywiadem z logopedą jedna z czytelniczek (Kasia) zadała takie pytanie: "Ciekawa jestem, jak to jest z dziećmi więcej niż dwujęzycznymi, np. tymi, które uczą się trzech języków na raz. Zastanawiałam się, czy jest jakaś granica, kiedy nadmiar staje się obciążający. Szczególnie, że moje potencjalne dzieci będą właśnie trijęzyczne (polski, angielski, hiszpański) ;) Pozdrawiam!". 

Zaciekawiona poprosiłam Kamilę (z którą przeprowadzałam ten wywiad) o odpowiedź. Oto ona:



"To bardzo ciekawe pytanie i bardzo na czasie J

Literatura podaje, że nauka trzech języków w naturalnym środowisku komunikacyjnym dziecka ( a więc w domu) nie powinna być dla niego obciążeniem. Często opisuje się 3-, a nawet 4-języczność u dzieci. Jeżeli dziecko nie ma trudności rozwojowych, a rodzice przestrzegają paru zasad, nauka kilku języków ma szanse przebiegać bezproblemowo.

Rodzice w takim przypadku powinni mówić do dziecka tylko w swoim języku rodzimym. Jest to ważne, jeżeli zależy nam na tym, aby dziecko uczyło się prawidłowego akcentu. Dziecko słyszy dźwięki mowy, uczy się je rozróżniać i klasyfikować w swoim umyśle – a potem odtwarzać, czerpiąc z zapisanych wzorców. Ważne, aby te wzorce były prawidłowe.

Języki obecne w życiu dziecka powinny być używane w pewnym zakresie także poza domem – może być to na przykład czas spędzany z członkami dalszej rodziny czy z innymi dziećmi mówiącymi tymże językiem. Ponadto, dobrze aby dziecko było zmotywowane do mówienia w danym języku – powinno mieć powód do komunikacji oraz czuć prestiż języka, w którym mówi mama lub tata.

W sytuacji, gdy rodzic mówi językiem mniejszościowym, tym bardziej musi on dołożyć starań i włożyć w ten proces trochę pracy – samo mówienie do dziecka może nie wystarczyć. Tak więc czytanie książeczek, nauka wierszyków, nauka czytania i pisania oraz odwiedziny w kraju, z którego pochodzi rodzic mają niebagatelne znaczenie.

Jeżeli powyższe warunki zostaną spełnione, dziecko będzie na najlepszej drodze do multi-języcznosci J W przypadkach trudności rozwojowych maluszka ta droga może być trudniejsza. Wówczas jednak każdą sytuację należy rozpatrywać indywidualnie i dobierać strategie postępowania do możliwości dziecka.

Nie są mi znane badania, które mówiłyby wyraźnie ile języków to już za dużo. Wiele zależy od indywidualnej sytuacji językowo-rodzinnej dziecka i trudno tu o jednoznaczną odpowiedź. 

Może ktoś chciałby coś dodać w tym temacie?

Pozdrawiam serdecznie! Kamila "

----------

Spotkaliście się już z taką sytuacją? Znacie dziecko trój- lub więcej- języczne? A może właśnie Wasze dziecko będzie multijęzyczne?


środa, 9 grudnia 2015

Gram w zielone! A Ty? Jak zachęcić dzieci do picia zielonych koktajli? Recenzja publikacji pt."Sekrety zielonych koktajli".

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami moją opinią o niedawno przeczytanym ebooku Marii i Tomasza Pabich ze strony jakzdrowozyc.pl, pt. „Sekrety zielonych koktajli”.

Jeśli czytaliście mój wpis o zwalczaniu infekcji naturalnymi metodami, to na pewno wiecie, że staram się do codziennego jadłospisu przemycić jak najwięcej zdrowych składników. Dzięki takiemu odżywianiu nie pamiętam kiedy ostatni raz chorowałam! Opisane w ebooku zielone koktajle składają się z bardzo wartościowych produktów (takich, które sama staram się jak najczęściej dostarczać mojemu organizmowi), dlatego postanowiłam zachęcić Was do jego lektury! J





Marysia i Tomek to małżeństwo mające kilkuletnią córkę Hanię. Kilka lat temu zmienili swój sposób odżywiania i podejście do diety, stopniowo przechodząc na weganizm. W tej publikacji dzielą się z nami sprawdzonymi przez nich sposobami na prowadzenie zdrowego stylu życia J Prostym językiem przekazują mnóstwo przydatnych informacji popartych badaniami naukowymi. Bez zbędnych słów czy niepotrzebnego dystansu pokazują nam po prostu JakZdrowoZyc J I co najważniejsze - po przeczytaniu tej książki naprawdę ma się ochotę na zmiany!

Publikacja jest podzielona na trzy główne części. Pierwsza to teoria, druga praktyka a trzecią stanowią gotowe przepisy na zielone koktajle J Pod koniec każdej części znajdziecie podsumowanie zawierające najważniejsze informacje z rozdziału. Powinno Was także zainteresować to, że w części z praktycznymi wskazówkami jest garść informacji dla osób będących rodzicami! J

Z rozdziału teoretycznego dowiecie się jakie korzyści przynosi picie zielonych koktajli, jaka jest różnica między zielonym koktajlem a wyciskanym sokiem, co to jest błonnik i gdzie można go znaleźć, dlaczego warto zacząć robić koktajle, dlaczego zielone liście są takie wartościowe, dlaczego tak ważna jest różnorodność w diecie, czy powinniśmy się bać kwasu szczawiowego, czy można miksować w koktajlach pestki owoców, jakie dodatki podnoszą wartość koktajli, jak wzbogacać koktajle i całą dietę w bardzo cenny pierwiastek, jakim jest wapń oraz jak ogólnie dbać o mocne kości.

W części praktycznej natomiast przeczytacie o tym, z czego robić koktajle, jak wybierać, przechowywać i przygotowywać już kupione owoce i warzywa, w jakiej jeszcze postaci (oprócz koktajli) warto je spożywać, jak przekonać dzieci do picia zielonych koktajli, o jakiej porze dnia najlepiej je pić , jak przechowywać gotowy koktajl, aby zachował swoje wartości, jakie koktajle są dobre dla osób chcących stracić kilka kilogramów, a jakie dla chcących przybrać na masie, jak skomponować koktajl dla sportowca, jaki blender wybrać oraz co pysznego (oprócz koktajli) można jeszcze przygotować przy pomocy blendera kielichowego.

Ostatnia część jest zbiorem inspiracji w postaci gotowych przepisów na pyszne zielone koktajle! J Pierwsze trzy koktajle to ulubieńcy kolejno Hani, Marysi i Tomka J Dalej znajdziemy jeszcze 15 innych propozycji! Wśród nich jest świetny koktajl na przeziębienie, pomysł na domowego „Kubusia”, a nawet koktajl jesienny o smaku szarlotki! Mniam! Szczerze zachęcam też do eksperymentowania i stworzenia własnych kompozycji! W końcu kto lepiej niż my sami zna nasze preferencje smakowe? J

Całą publikację pochłonęłam w jeden wieczór! Nawet rozdział teoretyczny czyta się bardzo przyjemnie! Miałam wrażenie jakby Marysia siedziała obok mnie i dzieliła się ze mną w szczerej rozmowie sekretami na temat przyrządzania pysznych zielonych koktajli J W każdym akapicie widać, że książka powstała na bazie kilkuletniego już doświadczenia Marysi z wegańską dietą. Znajdziecie w niej same praktyczne i niezbędne informacje do tego, aby włączyć koktajle do codziennej diety. Przyznam się, że z każdym kolejnym zdaniem nabierałam coraz większej ochoty na szklankę tego pysznego i zdrowego napoju! A przepisy na końcu to mistrzostwo świata! Przy czytaniu niektórych ślinianki pracowały mi na bardzo wysokich obrotach J Nie mogłam doczekać się kolejnego dnia, aby móc pobiec do sklepu bo niezbędne składniki i  wyczarować coś pysznego J

Jako pierwszy wypróbowałam koktajl o smaku szarlotki! Posypałam go dodatkowo jaglanką (DobraKaloria), która jest przepyszna (koniecznie spróbujcie!) i powiem Wam, że był naprawdę wyśmienity! J

Na stronie http://jakzdrowozyc.pl/e-book-sekrety-zielonych-koktajli-przedsprzedaz-super-bonusami/ możecie pobrać za darmo fragment ebooka oraz zamówić go w bardzo atrakcyjnej cenie!

Jeśli nie macie jeszcze pomysłu na świąteczny prezent dla kogoś bliskiego, to myślę, że ten ebook będzie świetnym podarunkiem! Osobiście bardzo bym się ucieszyła z takiego prezentu - świadczyłby on o tym, że komuś naprawdę zależy na moim zdrowiu i lepszym samopoczuciu J

---------

Przyznajcie się, jak to jest z dietą Waszą i Waszych dzieci? Przemycacie do niej zdrowe produkty? Eksperymentujecie z zielonymi koktajlami? Jeśli nie, to czas zacząć! J Na pewno niedługo zobaczycie efekty w postaci lepszego zdrowia, samopoczucia i wyglądu! Skończą się częste infekcje i przymusowe pobyty w domu! J Pamiętajcie też, że im wcześniej zaczniecie wprowadzać różnorodne składniki do diety Waszych maluchów, tym lepiej będą one reagowały na te zmiany!

Smacznego! J


sobota, 5 grudnia 2015

Logopeda odpowiada na pytania: Jakie są zalety i wady bycia dwujęzycznym dzieckiem? Jakie są przykładowe metody terapii mowy w pracy z dziećmi? Co najczęściej niepokoi rodziców? Kiedy zgłosić się z dzieckiem do logopedy? Jak dbać o prawidłowy rozwój mowy dziecka?

Zapraszam na drugą część wywiadu z Kamilą! J 

Pierwszą część przeczytacie tutaj: T U T A J


                  

-------------

Ja: Super! Nie wiedziałam, że sobotnie szkoły cieszą się taką popularnością! J A jakie są zalety bycia dwujęzycznym dzieckiem (słyszałam że np. dwujęzyczne dzieci mają więcej połączeń nerwowych, dzięki czemu np. szybciej się uczą i łatwiej podejmują decyzje). Może podasz jakieś ciekawostki na ten temat?

KW: Na świecie jest tyle samo dzieci dwujęzycznych co jednojęzycznych. Badania naukowe mówią o licznych zaletach dwujęzyczności. Jedną z nich jest większa zdolność dzieci bilingwalnych do skupiania uwagi. Okazało się, że trudniej jest ją rozproszyć przez bodźce dodatkowe. To z pewnością ułatwia uczenie się.

Badania sugerują także, że mózg dziecka dwujęzycznego funkcjonuje  w ten sposób, że jeśli chce ono coś powiedzieć, ośrodki mowy obydwu języków uaktywniają się. Dziecko musi wtedy dokonać odpowiedniego wyboru, w zależności od sytuacji, czyli zahamować jeden język, a drugi dopuścić do głosu. Takiego hamowania i wyboru dokonujemy wielokrotnie w różnych sytuacjach. Ta umiejętność pomaga dziecku dwujęzycznemu w łatwiejszym dostosowywaniu się do różnych sytuacji w życiu, ułatwia jego funkcjonowanie społeczne.

Jeśli pomyślimy natomiast o językowym obrazie świata, który buduje się w umyśle każdego z nas – o ile bogatszy musi on być u dzieci dwujęzycznych! Ja sama, ucząc się języka angielskiego już jako odrosła osoba, zauważam jak bardzo zmienił on moje spojrzenie na wiele spraw, jak wzbogacił moje myślenie, umiejętność rozumowania i analizy.

I w końcu, wszyscy chyba słyszeliśmy o najnowszych badaniach, które mówią, że dwujęzyczność opóźnia pierwsze oznaki demencji (nawet o 4 lata!), wpływa więc znacząco na funkcjonowanie  i sprawność mózgu.

Ja: Czyli dwujęzyczność, tak jak myślałam, ma wiele zalet J Zarówno tych które mają wpływ na teraźniejsze życie jak i tych, które ujawnią się dopiero w starszym wieku – to super wiadomość dla dzieci rodzin, które wyemigrowały, np. do UK J Czy ma natomiast jakieś wady?

KW: Wady? No cóż, wspomniałam już o trudniejszej sytuacji maluchów niemówiących, stykających się z drugim językiem. Te trudności są jednak możliwe do przełamania przy odpowiednim wsparciu specjalistów – nauczycieli, logopedów, psychologów. Nadal niestety pokutuje u wielu ludzi  przekonanie, że dwa języki to za dużo, że się „mieszają” dziecku i że lepiej takiej sytuacji unikać. Chciałabym zaznaczyć, że takie myślenie to przeżytek, niepoparty żadnymi dowodami naukowymi i niezwykle rzadkie są przypadki, kiedy rezygnacja z jednego z języków jest koniecznością.

Ja: Kolejny mit zatem obalony! J A jaka jest Twoja ulubiona metoda pracy  z dziećmi? Z dziećmi w jakim wieku najlepiej Ci się pracuje?

KW: W swojej pracy logopedycznej przeszłam swoistą ewolucję. Na początku pracowałam wyłącznie z dziećmi starszymi, będąc logopedą szkolnym i specjalizując się głównie w wadach wymowy. Z wielką radością słuchałam wtedy coraz klarowniejszej i bardziej zrozumiałej  mowy, która była efektem naszych wspólnych wysiłków. Teraz z całą pewnością mogę powiedzieć, że moją ulubioną grupą pacjentów są dzieci małe (2- i 3-latki). Ogromną satysfakcję daje mi obserwacja, jak  niemówiący 3-latek staje się stopniowo rozgadanym dzieckiem. Zawsze mówię rodzicom, że najlepszą wiadomością dla mnie jest ich narzekanie, że dziecko mówi za dużo, że teraz już buzia mu się nie zamyka, że ciągle i  o wszystko pyta. Taką sytuację uważam za sukces, nie tylko mój, ale także rodziców, bez których zaangażowania takie postępy nie byłyby możliwe.

Muszę jednak dodać coś, o czym logopedzi mówią zazwyczaj niechętnie, nie chcąc podkopywać swojego autorytetu i siać wątpliwości odnośnie swojej wiedzy i umiejętności. Niestety nie zawsze działania logopedyczne są w pełni skuteczne. Czasami bywa tak, że logopeda jest w stanie poprawić jakość życia dziecka i jego rodziny, nauczyć ich bardziej skutecznych metod komunikacji, ale nie uda mu się osiągnąć takiego rezultatu, który zapewniałby dziecku zrównanie z tak zwaną normą rozwojową. Jest to jeden z aspektów pracy logopedy, z którym najtrudniej jest się pogodzić. Niestety nie mamy czarodziejskiej różdżki, która pozwala nam pomóc każdemu w stu procentach. Tak więc postęp w terapii nie zawsze oznacza pozbycie się wszystkich trudności, ale na pewno daje dziecku szansę na lepsze funkcjonowanie.

Jeśli chodzi natomiast o metody pracy to zawsze dobieram je do potrzeb dziecka. Korzystam ze swojej wiedzy zdobytej w Polsce, ale także w Wielkiej Brytanii. Przenoszę na grunt języka polskiego angielskie techniki pracy – oczywiście tylko te, które przenieść się dają. Konsultuję się ze świetnymi logopedami, z którymi mam szczęście współpracować. W swojej pracy z maluchami wykorzystuję bardzo wiele elementów Metody Krakowskiej, która w moim doświadczeniu przy opóźnionym rozwoju mowy sprawdza się najlepiej.

Jeśli chodzi o techniki, których nauczyłam się na studiach w Londynie, to na pewno warto wspomnieć o Parent-Child Interaction Therapy. Wyrosła ona na bazie absolutnie fantastycznego programu Hanen. Wykorzystuję ją w dość dużym zakresie z moimi małymi pacjentami na początku naszej wspólnej pracy. W dużym skrócie polega ona na uczeniu rodzica czy opiekuna takich strategii, które stwarzają jak najbardziej korzystne środowisko komunikacji dla dziecka. Takie strategie to na przykład: podążanie za dzieckiem w zabawie, czekanie na próby komunikacji ze strony dziecka, nie zadawanie pytań – ale w zamian opowiadanie o tym, co w danej chwili robi dziecko. Takie strategie na pierwszy rzut oka mogą wydawać się banalne i mało konkretne. Często rodzicom wydaje się, że przecież dokładnie tak postępują. Kiedy jednak obejrzą swoją zabawę z dzieckiem na video-nagraniu, są bardzo zaskoczeni. Dużą niespodzianką jest też zmiana zachowania dziecka po zastosowaniu tego typu strategii. Oczywiście ta technika musi być dobrana do indywidualnego dziecka i jest tylko początkiem drogi – bardzo rzadko okazuje się, że ona wystarcza.

Inną ciekawą techniką jest wykorzystanie psycholingwistycznego modelu (Stackhouse & Wells) do pracy z dziećmi, które mówią niewyraźnie. Jestem nim zafascynowana, bo pozwala zidentyfikować, w którym dokładnie miejscu leży trudność dziecka – a więc dobrać konkretne ćwiczenia . Jest to jednak dość skomplikowane zagadnienie, o którym musiałybyśmy rozmawiać godzinami J Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się o tym napisać, jak tylko będę miała trochę więcej czasu.

Ja: Twoi mali pacjenci mają zatem ogromne szczęście, że łączysz w terapii najlepiej sprawdzające się metody z dwóch systemów! J Mam nadzieję zatem, że uda mi się przeczytać artykuł, który napiszesz o tym modelu! A jakie pytania najczęściej zadają Ci rodzice? Co ich niepokoi? Z jakim problem do Ciebie przychodzą?

KW: Bardzo często udzielam konsultacji telefonicznych rodzicom z różnych części UK, nie tylko z Londynu. Najczęściej dzwonią do mnie z zapytaniem „Czy już powinnam się martwić?”. Mają wtedy na myśli swoje 2- lub 3-letnie dziecko, które nie zaczęło jeszcze mówić lub które mówi bardzo mało. Bardzo często rodzice ci są po konsultacji z lekarzem pediatrą, który kazał im czekać, twierdząc, że dwujęzyczność jest powodem opóźnionej mowy u ich dziecka. Do tej opinii często dołączają się babcie i ciocie, które zapewniają, że znają podobne przypadki (u sąsiada lub wujka) i że dziecko zacznie mówić, jeśli tylko przestanie się panikować i „da mu czas”. Słucham takich relacji z wielkim smutkiem. Zawsze zastanawiam się wtedy, ile jest jeszcze rodziców myślących w ten sposób, którzy nie wykonali telefonu do logopedy.

Jeżeli mamy do czynienia z małym, niemówiącym dzieckiem, możemy zrobić bardzo wiele, gdy zaczniemy działać w odpowiednim czasie. Mózg dziecka jest bardzo plastyczny, ale traci tę plastyczność wraz z wiekiem, tak więc efekty terapii u 5-latka nie będą już takie, jak u 2-latka.

Ja: Chciałam tylko dodać, że sama mam koleżankę, której trzyletni syn prawie nic nie mówił, a lekarz pediatra uspokajał ją mówiąc, że nie ma powodów do obaw, że niektóre dzieci tak mają i że ma się uzbroić w cierpliwość… Na szczęście posłuchała moich rad i wybrała się do logopedy!

KW: J Rodzice pytają także często „Czy moje dziecko ma autyzm?”. Są bardzo zaniepokojeni po lekturze internetowych wpisów, miotają  się od pewności takiej diagnozy po zwątpienie. Niewiele da się stwierdzić podczas rozmowy telefonicznej, ale na pewno można rodzica uspokoić. Moim zdaniem, niezwykle ważnym zadaniem logopedy jest uwolnienie rodziców od ciężaru odpowiedzialności za problemy ich dziecka. Bardzo często czuja się oni winni i pytają „Czy to moja wina?". Odpowiedź na to pytanie brzmi „nie”. Podczas takiej rozmowy zawsze dodaję, jak wiele można zrobić teraz, gdy trudność została już zidentyfikowana. Odpowiednie strategie postępowania rodzica, codzienna stymulacja i praca to skuteczna droga do poprawy funkcjonowania dziecka.

Ja:  Najważniejsze to tak jak mówisz, zanim rodzic zacznie się martwić, udać się do logopedy na konsultację, aby zdiagnozować ewentualne zaburzenie i jak najwcześniej wdrożyć terapię J Powiedz jeszcze proszę co warto robić w ramach profilaktyki logopedycznej?

KW: W dzisiejszych czasach najwspanialszy prezent, jaki dziecko może otrzymać od swoich rodziców to wyłączenie telewizora i innych elektronicznych urządzeń przed trzecim, albo chociaż przed drugim rokiem życia. Badania neurologiczne pokazują jak degradujący wpływ na rozwój młodego mózgu mają współczesne urządzenia. Rosnąca liczba dzieci z trudnościami w rozwoju mowy i postęp cywilizacyjny to nie zbieg okoliczności. Zdaję sobie sprawę, że rezygnacja z tego rodzaju stymulacji jest bardzo trudna, bo nakłada na rodzica dużo więcej obowiązków. Jeśli jednak chcecie zapewnić swoim dzieciom optymalne warunki rozwoju, podejmijcie ten trud!

Wyłączenie telewizora, bajek na laptopie czy odstawienie iPada to podwójne korzyści. Dziecko nie tylko ma więcej okazji do komunikacji z żywym człowiekiem (a w ten sposób uczy się mowy), ale także jego mózg nie jest bombardowany niekorzystnymi bodźcami.  W zamian angażujcie dziecko do obowiązków domowych, czytajcie książeczki, opowiadajcie historie, bawcie się wspólnie i organizujcie zabawy z rówieśnikami. Na pewno tego nie pożałujecie!

Ja: Chciałabym tutaj przypomnieć jeszcze o kampanii „Homo Tabletis” – jeśli ktoś nie widział tego filmiku, to bardzo polecam! J Czy chciałabyś dodać na koniec jeszcze coś od siebie?

KW: Chciałabym podziękować za zaproszenie mnie do udzielenia tego wywiadu. Miło było wrócić myślą do moich pierwszych logopedycznych kroków w UK. Mam nadzieję, że nasza rozmowa zachęci rodziców dzieci dwujęzycznych do kontaktu z logopedą, jeśli mają jakiekolwiek wątpliwości dotyczące rozwoju mowy ich dzieci.

Zachęcam również polskich logopedów mieszkających w Londynie i okolicach do nawiązania kontaktu ze mną. Być może będę miała dla was ofertę współpracy.

Dziękuję J

Ja: Ja również dziękuję za poświęcony czas, wskazówki, bardzo ciekawe informacje oraz opowiedzenie o życiu polskiego logopedy mieszkającego w Anglii J Mam nadzieję, że czytelnicy mojego bloga skorzystają z Twojego cennego doświadczenia i porad logopedycznych J



Szczegółowe informacje o Kamili:

Kamila Wilkosz
https://www.facebook.com/logopedalondyn/?fref=ts


------------

Czy Wasze dzieci korzystały kiedyś z usług logopedy? Jakie są Wasze wrażenia z terapii? Czy przyniosła oczekiwane rezultaty? Podzielcie się w komentarzach swoimi doświadczeniami J

środa, 2 grudnia 2015

Logopeda opowiada o studiach i pracy w Anglii. Czy dwujęzyczność może być powodem opóźnienia rozwoju mowy? Czy "seplenienie jak Anglik" to wada wymowy? Jaki model nauki języka wybrać dla dziecka?

Jest mi niezmiernie miło przedstawić Wam wywiad z kolejnym gościem na moim blogu J

Jest nim Kamila Wilkosz – logopeda pracujący w Londynie. Opowie nam o dwujęzyczności, o tym jak wygląda praca dziecięcego logopedy w UK, o tym z jakimi problemami najczęściej zgłaszają się do niej rodzice oraz o tym jak można wspomagać rozwój mowy dziecka J

Wywiad z racji jego długości i ilości zawartych w nim informacji podzieliłam na dwie części, aby łatwiej było go przeczytać i zapamiętać najważniejsze wiadomości.

Drugą część wywiadu przeczytacie T U T A J





Ja: Witaj Kamila, ogromnie cieszę się, że zgodziłaś się na rozmowę o Twojej pracy z dziećmi w UK! Opowiedz proszę czym dokładnie zajmujesz się w Londynie.

Kamila Wilkosz: Witaj! J Prowadzę terapię mowy dzieci polskich, dwujęzycznych, a także angielskojęzycznych. Pracuję w Londynie w sektorze prywatnym.

Ja: Skąd pomysł na pracę jako logopeda? Dlaczego zdecydowałaś się na ten zawód?

KW: Skłamałabym, mówiąc, że logopedą chciałam być od zawsze. Rozpoczęłam studia na kierunku filologia polska (na UMCS w Lublinie) z miłości do języka polskiego. Zawsze też lubiłam dzieci, być może dlatego, że pochodzę z dużej rodziny i byłam nimi otoczona przez całe życie J. Logopedia pojawiła się w moim życiu jako połączenie tych dwóch dziedzin, z którymi chciałam być związana zawodowo. Dlatego oprócz specjalności nauczycielskiej, wybrałam także logopedyczną.

Ja: Świetne połączenie dwóch pasji! Nie wiedziałam, że na filologii polskiej jest specjalizacja logopedyczna. A jak to się stało, że wyjechałaś do Londynu?

KW: Wyjechałam do Londynu w poszukiwaniu pracy po skończonych studiach w Polsce, jako nauczyciel języka polskiego i logopeda. Nie liczyłam na to, że uda mi się pracować w zawodzie. Wyjechałam z tego powodu co większość młodych ludzi – w poszukiwaniu lepszych perspektyw, w ramach emigracji ekonomicznej oraz dla rodziny, której losy potoczyły się tak, że zamieszkanie w Londynie było lepszą opcją.

Ja: Jak udało Ci się jednak znaleźć pracę w zawodzie? Skończyłaś jakieś studia/kursy w UK?

KW: Po roku pracy jako opiekunka dziecięca, rozpoczęłam pracę w Polskiej Szkole Sobotniej Balham-Clapham South jako nauczyciel klasy ósmej. Wtedy właśnie zaczęłam głębiej zanurzać się w środowisko Polonii oraz wykorzystywać swoje umiejętności zawodowe. Decydujące znaczenie miało dobre słowo i zachęta od strony koleżanki po fachu. To dzięki niej rozpoczęłam swoją logopedyczną drogę w Londynie.

Po kilku latach intensywnej nauki języka angielskiego postanowiłam aplikować na studia logopedyczne na City University London. W lipcu tego roku ukończyłam je, zdobywając tytuł Speech and Language Therapist i prawo do wykonywania zawodu. Droga do uznania moich polskich kwalifikacji była zbyt trudna i niepewna, dlatego postanowiłam skończyć studia w UK.

Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Studia bardzo mnie rozwinęły, nauczyły nowych umiejętności oraz dały pełne prawo do używania tytułu „Logopeda” w Wielkiej Brytanii. Poznałam nowe metody pracy z dziećmi i zaczęłam bardzo skutecznie wykorzystywać je w swojej praktyce.

Ja: Gratuluję! J Czy możesz jakoś porównać  sposób kształcenia logopedów w Wielkiej Brytanii i w Polsce?

KW: Jest mi bardzo trudno to porównać. Studia w Polsce skończyłam 8 lat temu! Zapewne wiele się od tego czasu zmieniło. Poza tym w Polsce kończyłam tzw. „logopedię szkolną”, skupiającą się głównie na wadach wymowy. Studia tutaj były odpowiednikiem studiów neurologopedycznych w Polsce i przygotowywały do pracy z najróżniejszymi zaburzeniami. To, co zachwyciło mnie w studiach brytyjskich to ogromne nastawienie na praktykę z jednej strony oraz na podstawy naukowe metod terapii z drugiej. Ponadto, ogromną wagę przywiązuje się tutaj do wpływu terapii na życie pacjenta. Mając więc do czynienia z dzieckiem z różnymi trudnościami rozwojowymi, rozważa się najpierw jakie umiejętności są mu najbardziej potrzebne, aby poprawić jakość życia jego i najbliższej mu rodziny. Nasi wykładowcy kładli na to ogromny nacisk.

Ja: Wspominałaś, że zaraz po studiach wyjechałaś, ale może udałoby Ci się porównać pracę w UK i w PL? Czy w Wielkiej Brytanii stosuje się inne metody terapii mowy niż uczono Cię w PL?

KW: Tak, wyjechałam zaraz po ukończeniu studiów, więc nie mogę na podstawie własnych doświadczeń porównać  specyfiki pracy logopedów w Polsce i UK. Od znajomych z Polski słyszę jednak, że problemem jest niewystarczający czas jaki terapeuta ma na pracę z konkretnym dzieckiem. Niestety, w Wielkiej Brytanii sytuacja wygląda bardzo podobnie (jeśli nie gorzej). Ja mam ten komfort, że pracuję prywatnie, więc brak czasu nie jest dla mnie problemem. Bardzo często jednak słyszę negatywne opinie rodziców na temat angielskiego systemu opieki logopedycznej. Myślę, że zarówno angielscy jak i polscy logopedzi to świetni specjaliści (miałam okazję wielu z nich poznać od strony zawodowej), ale mają ręce związane systemem i funduszami – robią to, co mogą, ale niestety najczęściej jest to niewystarczające.

Ja: Niewystarczający czas terapii jest zatem niestety tym co łączy pracę obu systemów. A co je różni?

KW: Angielska logopedia w porównaniu do polskiej to przede wszystkim podejście mniej dyrektywne. Mam tu na myśli logopedów pracujących dla systemu zdrowia, a nie tych w sektorze prywatnym. Dla celów oszczędności system proponuje pracę za pośrednictwem innych ludzi – tak więc logopeda bardzo często szkoli nauczycieli, asystentów szkolnych czy rodziców, a z dzieckiem nie pracuje w ogóle. Czy takie podejście jest skuteczne? Pojawia się coraz więcej głosów, że to nie wystarczy. Wiele dzieci zostaje bez wystarczającej pomocy. Niektóre szkoły i przedszkola brytyjskie bardzo często płacą prywatnym logopedom, aby pracowali dodatkowo z ich dziećmi. Rodzice, jeśli ich na to stać, udają się do prywatnych specjalistów. Ci jednak są bardzo drodzy, więc niektórzy są skazani tylko i wyłącznie na to, co zaoferuje im NHS (National Health Service – odpowiednik naszego NFZ). 

Ja: Twoimi pacjentami są dzieci angielsko –  , polsko – czy może dwujęzyczne?

KW: Pracuję w obydwu językach, ale wśród moich pacjentów jest zdecydowanie więcej polskich dzieci.  Zabrzmi to może zaskakująco, ale nie wszystkie moje dzieci są dwujęzyczne. Jeśli trafia do mnie dwulatek wychowywany w polskim domu, którego rodzice słabo mówią po angielsku i mają wyłącznie polskich znajomych, nie możemy jeszcze mówić o dwujęzyczności, nawet jeśli mieszkają oni w Londynie. Drugi język wkracza dopiero, gdy dziecko idzie do angielskiego przedszkola, czyli około 3. roku życia. Niektórzy rodzice decydują się na polskie przedszkola, bo takie też istnieją, wówczas moment rozpoczęcia nauki drugiego języka jeszcze bardziej się opóźnia.

Dzieci starsze, z którymi pracuję to już dzieci dwujęzyczne. Terapia odbywa się wówczas zazwyczaj w języku polskim, ale nie jest to regułą. Pracuję np. z dziećmi, które mają historię opóźnionego rozwoju mowy a obecnie lepiej władają językiem polskim. Gdy dziecko to idzie do szkoły, mogą pojawić się problemy z angielskim. Język angielski jest słabo nabywany automatycznie, trzeba ten proces wesprzeć. Skoro angielski sprawia im więcej trudności to właśnie ten język wybieramy do terapii.

Dzieci bez polskich korzeni zdarzają się rzadko i zazwyczaj są to znajomi polskich rodzin, z którymi współpracuję. Angielskich logopedów jest bardzo wielu, polskich dużo mniej, ze względu na ograniczenia prawne w używaniu tytułu zawodowego „logopeda”.

W mojej pracy bardzo często potrzebna jest również diagnoza dziecka w języku angielskim – aby uzyskać pełny obraz jego trudności. Rodzice nie muszą wtedy szukać dodatkowo brytyjskiego terapeuty, bo taką diagnozę wykonuję ja. Wystawiam też dużo opinii w języku angielskim dla szkół i przedszkoli, piszę prośby do lekarzy o skierowanie na  badanie słuchu.

Zawsze zachęcam też rodziców, aby równolegle z naszą terapią, starali się o pomoc w NHS. Angielskie placówki proponują często terapię grupową, która może przynieść bardzo dużo korzyści dla dziecka wkraczającego w świat dwujęzyczności.

Ja: Myślę, że faktycznie takie połączenie działań terapii grupowej i indywidualnej może dać bardzo pozytywne rezultaty J Nie wiedziałam, że istnieją w Londynie polskie przedszkola – to, o czym opowiadasz jest bardzo ciekawe! Zastanawia mnie jeszcze czy problemy, jakie mają dzieci dwujęzyczne różnią się od problemów dzieci jednojęzycznych?

KW: Bardzo często spotykam się z opinią rodziców (ale niestety także niektórych terapeutów), że problemy dziecka w rozwoju mowy są spowodowane tym, że uczy się ono dwóch języków. Rodzice, dla których nauka języka angielskiego bywa niełatwa, spodziewają się, że takie same trudności będzie miało ich dziecko. Czasami niestety decydują się mówić do dziecka po angielsku, co ma w ich mniemaniu tę naukę ułatwić. Ponieważ jednak nie jest to dla nich naturalna sytuacja, przełączają się między obydwoma językami (czasem nawet w obrębie jednego zdania). Taka sytuacja jest bardzo niekorzystna dla malucha. Jeśli dziecko ma dodatkowo trudności rozwojowe, brak jednolitego wzorca językowego może pogłębić jego trudności.
Jeśli chodzi natomiast o opóźniony rozwój mowy, to występuje on u dzieci polonijnych z taką samą częstotliwością, co u dzieci polskich. Dwujęzyczność nie jest przyczyną tych trudności. Zetknięcie się jednak z drugim językiem w przedszkolu, kiedy dziecko nie potrafi komunikować się w języku pierwszym, jest dla niego bardzo trudne. Prowadząc terapię oraz udzielając rodzicom wskazówek, musimy ten aspekt wziąć pod uwagę.

Na poziomie wymowy dzieci starszych, często zauważam mieszanie dźwięków dwóch systemów językowych. I tak na przykład szereg szumiący (SZ, Ż, CZ, DŻ) bywa dodatkowo zmiękczany przez dzieci dwujęzyczne. Słuch mowny musi być bardzo precyzyjny, aby rozróżnić dźwięki bardzo do siebie podobne, ale jednak różniące się. Dla dzieci mających z nim problem, dwa języki (dwa systemy dźwięków) stanowią jeszcze większy stopnień trudności.

Przy okazji powiem parę słów o mylnym ocenianiu seplenienia międzyzębowego. Nie raz słyszałam od rodziców opinię, że ich dziecko sepleni tak jak Anglicy. Jest to pewnego rodzaju nieporozumienie. W języku angielskim istnieje dźwięk ‘th’ wymawiany międzyzębowo przez część populacji (tak jak w wyrazie ‘throw’ – rzucać). Oprócz tego są także głoski ‘s’ i ‘z’, które międzyzębowe nie są. Jeżeli Anglik wymawia je z językiem wsuniętym między zęby, jest to wada wymowy, określana po angielsku jako „lisp”. Więcej na ten temat pisałam na swojej stronie internetowej www.logopedalondyn.co.uk w zakładce „Moje dziecko sepleni”.

Ja: Myślałam, że mit jakoby dziecko dwujęzyczne mogło mieć naturalnie opóźniony rozwój mowy nie jest już powszechny – tym bardziej cieszę się, że jasno wyjaśniłaś tę kwestię! J Powiedz jeszcze proszę jaki model nauki języka dziecka w rodzinie dwujęzycznej sprawdzi się najlepiej? 1 osoba = 1 język, 1 miejsce = 1 język, czy może jeszcze inna kombinacja?

KW: Nawiązując do tego, o czym wspomniałam wcześniej, mogę z całą pewnością stwierdzić, że model, który dana rodzina wybierze, powinien być konsekwentny. Myślę, że bardzo wiele zależy od dynamiki rodziny. Modelem, z którym ja spotykam się najczęściej jest kombinacja tych dwóch wspomnianych przez Ciebie. Na przykład: mama Polka mówi do dziecka w języku polskim, a tato Anglik w języku angielskim. Jeśli rodzina spędza czas wspólnie, wtedy dominuje angielski i dziecko bardzo szybko uczy się tych rozgraniczeń. Dodatkowo matka, która spotyka znajomą na placu zabaw, przełącza się na język angielski – i jest to jak najbardziej naturalna sytuacja, związana z pragmatyką i zasadami grzeczności. Taki model daje podstawy do prawidłowego rozwoju mowy u dziecka.



Chciałabym jednak podkreślić, że pełna dwujęzyczność u dziecka wymaga niemałego wysiłku ze strony rodziców. Język polski, który jest językiem mniejszościowym, może być skazany na zepchnięcie na margines, jeśli nie podejmie się działań, które mogą temu zapobiec. Dziecko powinno być uczone pisania i czytania w języku polskim, jeśli jego dwujęzyczność ma być pełna. W momencie, kiedy zaczyna się edukacja, język angielski zaczyna wypierać polski i w natłoku codziennych obowiązków dziecko ma coraz mniej okazji, aby mówić po polsku. W dobie nowoczesnej technologii sytuacje komunikacyjne twarzą w twarz są także coraz rzadsze. Właśnie dlatego polskie szkoły sobotnie mają tak duże powodzenie.

-----------------------------
W drugiej części wywiadu przeczytacie o zaletach bycia dwujęzycznym, o angielskich i polskich metodach terapeutycznych, o tym, z jakimi problemami rodzice zgłaszają się najczęściej do logopedy oraz o profilaktyce zaburzeń mowy u dzieci J

Czy macie jakieś doświadczenia z logopedami w Polsce lub w Anglii? Czy Wasze dziecko korzystało z usług logopedy? Jakie były efekty? Podzielcie się opiniami w komentarzu J

środa, 18 listopada 2015

Nauka matematyki może być świetną zabawą! Nauczanie matematyki metodą Helen Doron. Matematyka dla najmłodszych.

Naszym dzisiejszym gościem specjalnym jest Mariola Olkowicz z MathRiders – centrum nauczania matematyki metodą Helen Doron. Do tej pory metoda Helen Doron kojarzyła mi się z nauką języka angielskiego – jakież było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałam się, że tą metodę wykorzystuje się także w uczeniu matematyki! J

Myślą najlepiej zapowiadającą i jednocześnie podsumowującą treść dzisiejszego artykułu jest cytat Glenna Domana  „Zabawa jest nauką, nauka zabawą. Im więcej zabawy, tym więcej nauki.” J

Oddaję głos Marioli.



---------------------------------------------------------------------------------


Mam to szczęście, że zdolności matematyczne odziedziczyłam po swoim tacie. Lekcje matematyki w szkole zawsze były dla mnie przyjemnością, ponieważ zrozumienie pojęć matematycznych nie sprawiało mi większych trudności. Wiem jednak, że jestem wyjątkiem. Większość z moich znajomych na myśl o matematyce dostaje dreszczy. Dlaczego? Ponieważ dla nich lekcje matematyki były katorgą, na których nie dość, że mieli trudności, to jeszcze często nauczyciel wprowadzał stresującą atmosferę.

Gdy mówię moim znajomym, że koordynuję Centrum Nauczania MathRiders w Gdańsku i tam uczymy dzieci matematyki już od 2. roku życia, to zostaję atakowana argumentami typu: „Po co tak wcześnie męczyć dzieci nauką?”, „Czy w tym wieku nauka matematyki ma w ogóle sens?”.
Tak, ma sens, szczególnie w tym wieku, ponieważ nasz mózg jest najbardziej plastyczny (zdolny do wytwarzania nowych połączeń nerwowych) właśnie w okresie pierwszych 3,5 lat życia, a im młodsze dziecko tym ta plastyczność jest większa. Poza tym, my nie uczymy matematyki w typowy, znany nam ze szkoły sposób: czyli tablica i niekończące się słupki. W MathRiders dzieci uczą się matematyki poprzez różnorodne zabawy i  doświadczenia. Dzieci wychodzą od nas uśmiechnięte, a często nie chcą wychodzić wcale J.

Chciałabym uświadomić Wam, że matematyka jest wszędzie i spotykamy się z nią każdego dnia, nawet nie będąc tego świadomym, wykorzystując ją nawet w tak banalnych sytuacjach jak np. do obliczania ilości wolnego czasu J. Warto już od najmłodszych lat zaszczepiać w dzieciach miłość do  matematyki, aby miały one do niej od początku pozytywne nastawienie. Bo dobre nastawienie to już połowa sukcesu.

Nie chodzi o to, abyście teraz wyznaczyli sobie, ze np. w środę o godz. 17:00 siadacie z dzieckiem do matematyki i przez godzinę tłumaczycie mu różne naukowe teorie. Nie,  lepiej zrobić to w sposób naturalny – poprzez zabawę J


Podam kilka przykładów z życia wziętych, w których świetnie sprawdzają się zabawy matematyką: 

  •   Gdy idziecie do kogoś w odwiedziny to przed wejściem zwróćcie uwagę dziecka na nr domu, że np. Wasza ciocia Marysia mieszka w domu nr 8, a Wy mieszkacie pod nr 4.
  •  Dzieci nie mogą doczekać się Świąt Bożego Narodzenia? Dajcie im kalendarz i poproście, aby policzyli ile jeszcze dni pozostało, a ile tygodni. A przy przygotowywaniu świątecznych ciastek zwróćcie uwagę Waszych dzieci na kształty wypieków: czy są to koła, kwadraty, prostokąty, a może trójkąty. Policzcie ile ciastek upiekliście.
  • Nakrywając do obiadu pozwólcie dzieciom policzyć ile jest osób oraz odliczyć potrzebne sztućce.
  •  Będąc w sklepie dajcie dzieciom szansę na odliczenie należnej kwoty pieniędzy. A może Wasze dzieci są dopiero na etapie poznawania wartości pieniędzy? Zacznijcie zabawę z pieniędzmi od poznania monet groszowych. Mało kto jest świadomy tego w jak prosty sposób można wytłumaczyć dzieciom czemu 2 monety 1-groszowe mają taką samą wartość co 1 moneta 2-groszowa: na tych monetach są listki i wystarczy je policzyć, aby wiedzieć ile groszy mamy J.
  • Latem przy zamawianiu podwójnej porcji lodów wspomnijcie o mnożeniu.
  • Dziecko czeka na swoją ulubioną bajkę? Pokażcie mu zegar i wytłumaczcie ile czasu jeszcze zostało.



Szybko zauważycie, że dziecko samo zacznie Was prosić o wymyślanie kolejnych zadań matematycznych do wykonania. Dziecko ma w sobie naturalną ciekawość i chęć do nauki nowych rzeczy – jeśli tylko dobierzecie odpowiednie metody, sami zdziwicie się szybkością z jaką przyswaja wiedzę i zdobywa nowe umiejętności J

Aby nauka przychodziła dzieciom (i nie tylko dzieciom) z łatwością, należy stworzyć przyjazne warunki, ponieważ w sytuacjach stresowych nasz mózg ma trudności z nauką. Zaś w sytuacjach, gdy czujemy się swobodnie, czujemy przyjemność – bawimy się, nasz mózg chłonie wiedzę „jak gąbka”. Dlatego metoda MathRiders polega na nauce matematyki poprzez zabawę. Dzieci są zadowolone, ponieważ się świetnie bawią, a rodzice są zadowoleni, ponieważ widzą zadowolone dzieci, które przy okazji uczą się nowych, przydatnych rzeczy.


Czy ktoś jeszcze ma wątpliwości, że matematyka może być ciekawa, prosta i przyjemna?

-----------------------------------------------------------------------------------

Wplatacie naukę matematyki do życia codziennego Waszych dzieci? 

Jakie zadania cieszą się u Was największym powodzeniem? 
A może wymyśliłaś/eś ostatnio jakieś ciekawe zadanie matematyczne dla swojego dziecka?

Podzielcie się swoimi refleksjami i pomysłami w komentarzach J




Szczegółowe informacje o autorce wpisu J
Mariola Olkowicz
Koordynator Centrum Gdańsk
Centrum Nauczania MathRiders Gdańsk
ul. Świętokrzyska 93 (przy Villa Resident)
80-180 Gdańsk - Łostowice


wtorek, 10 listopada 2015

Pchacz i skoczek dla dziecka okiem fizjoterapeuty. Jak wpływają one na rozwój dziecka? Pomagają czy szkodzą? Czy warto kupić dziecku pchacz lub skoczek? Gadżety dla dzieci cz.2

Zachęcam Was bardzo mocno do przeczytania pierwszej części artykułu, w której pisałam o chodzikach - możecie to zrobić tutaj , możecie też ściągnąć ją w formie pliku .pdf ( t u t a j )

Tą część możecie natomiast pobrać  T U T A J :) 

Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam moje zdanie na temat pchaczy i skoczków.





Wiecie już z poprzedniej części artykułu, że rozwój dziecka jest sprawą indywidualną i przebiega we własnym, najlepszym dla niego tempie oraz że przyspieszanie tego procesu może mieć bardzo przykre dla dziecka konsekwencje.

Zacznę od pchacza. Usłyszałam kiedyś takie mądre zdanie: „Gdyby pchacz, był potrzebny do nauki chodzenia to nie bylibyśmy dzisiaj istotami chodzącymi.” – kto słyszał o pchaczach w poprzednich epokach, a nawet zaledwie kilkadziesiąt lat temu? Chyba nikt… a jednak wszyscy zdrowi ludzie potrafią chodzić J

Pchacz to kolejny gadżet dla rodzica, nie dla dziecka! Pozwala dorosłemu zyskać chwilę czasu dla siebie i odpocząć - nie musi on nachylać się już do dziecka, aby prowadzić za rękę chodzącego niepewnie malucha.
Jednak jaką cenę może mu przyjść zapłacić za tą chwilę wygody? Dziecko używając pchacza, często nieprawidłowo ustawia stopy (obciążając nadmiernie wewnętrzny brzeg stopy), koślawi kolana (kolana skierowane do wewnątrz, tzw. Iksy) oraz nieprawidłowo obciąża kręgosłup poprzez zbytnie pochylenie tułowia do przodu. Może to spowodować wystąpienie w przyszłości wad postawy oraz doprowadzić do wcześniejszego zwyrodnienia stawów. Dodatkowo wiele pchaczy zbyt szybko przesuwa się do przodu co może doprowadzić do niekontrolowanego upadku dziecka i urazu głowy lub kończyn (dziecko trzymając pchacz rękoma wykazuje słabszą reakcję obronną – wyciągnięcie rąk w przód, aby podeprzeć się i ochronić głowę przed urazem – niż dziecko chodzące bez pchacza).

Jeżeli jednak nadal bardzo chcemy zakupić taką zabawkę dziecku, to dopilnujmy przynajmniej trzech rzeczy:
·                       kupmy pchacz dopiero w momencie, gdy dziecko umie już chodzić samodzielnie (samodzielnie oznacza bez pomocy mebli, ręki dorosłego, ani tym bardziej chodzika),
·                     zadbajmy o to, aby był on wystarczająco mocno obciążony,
·                      pilnujmy, aby dziecko używając go utrzymywało prawidłową postawę (odpowiednio ułożone stopy, kolana, tułów).

Dzięki spełnieniu tych warunków zapewnimy dziecku bezpieczeństwo (obciążony pchacz nie będzie zbyt szybko przesuwał się do przodu, co zapobiegnie upadkowi dziecka) oraz trening mięśni posturalnych (tzn. mięśni odpowiadających za prawidłową postawę ciała) – dziecko pchając coś ciężkiego odruchowo napina te właśnie mięśnie. Często dzieci wykorzystują jako pchacz zwykłe krzesło (kreatywność nie zna granic!) - dobrze sprawdzi się ono w takiej roli. J

Skoczki to stosunkowo nowy gadżet. Popularne stały się dopiero jakiś czas temu. Czy to dobrze? Dobrze, że dopiero kilka lat temu (nie wcześniej), źle natomiast, że w ogóle stały się popularne! Dla tych, którzy nie do końca wiedzą co to jest skoczek i do czego służy – jest to urządzenie zamontowane np. pod sufitem, w którym dziecko siedzi i odpychając się nóżkami od podłogi skacze w osi pionowej (góra-dół).

Wracając do tego, że nie należy przyspieszać rozwoju dziecka, chciałabym podkreślić, że dziecko naturalnie uczy się skakać dopiero ok. 2. roku życia. Na opakowaniach skoczków często widnieje natomiast informacja, że są one odpowiednie dla dziecka w wieku od ok. 6‑10 miesiąca życia. Struktury amortyzujące wstrząsy pojawiające się przy skakaniu na pewno nie są jeszcze wtedy u dziecka dojrzałe! Jak zapewne się domyślacie, negatywnie odbije się to na kręgosłupie i stawach(szczególnie stawach nóżek) dziecka. Zwracam też uwagę na to, że dziecko odbija się z palców stóp, co powoduje, że (tak jak w chodziku w przypadku odpychania się palcami stóp) uczy się nieprawidłowego obciążania stóp oraz może być przyczyną chodzenia na palcach w późniejszym wieku. Kolejnym podobieństwem do chodzika jest fakt, że dziecko w skoczku ma nieprawidłowe ustawienie miednicy, a co za tym idzie nieprawidłowo ją obciąża, co może skutkować zaburzeniami tej struktury. Dodatkowo dziecko wsadzone np. do skoczka nie może samo z niego wyjść, co rozwija w nim poczucie zależności od innych, zmniejsza jego kreatywność, a mniejsza różnorodność bodźców i mniej doświadczeń (poprzez pozostawanie w jednym miejscu) hamują jego ogólny rozwój. Czy jesteście w stanie poświęcić dobro dziecka dla jego chwilowego uśmiechu? Nie da się ukryć - większość maluchów z radością korzysta ze skoczków. Jednak zastanówmy się, czy nie można wywołać jego uśmiechu w inny sposób? Być może bardziej angażujący nasz czas i wymagający pomysłowości, ale o ile zdrowszy! J

Zwolennicy używania skoczków powiedzą na pewno, że skakanie w skoczku stymuluje np. zmysł propriocepcji (czucie głębokie) oraz układ przedsionkowy, dzięki któremu dziecko doskonali zmysł równowagi. Jest na to jednak o wiele lepszy sposób – mini trampolina!

Co myślę o mini trampolinach i huśtawkach używanych w domu oraz o rowerku biegowym dowiecie się w kolejnej części artykułu (dzisiejszy wpis znów okazał się dłuższy niż planowałam - nie chciałam jednak pominąć żadnej ważnej kwestii).

Podsumowując – dziecku do prawidłowego rozwoju absolutnie nie są potrzebne takie gadżety, jak chodzik, pchacz czy skoczek. Zamiast pomagać, zaburzają one rozwój dziecka, powodując wiele negatywnych skutków. Gdy dziecko ma problemy z napięciem mięśniowym (jest ono obniżone lub wzmożone), a zdarza się to niestety dość często (napięcie normalizuje się z czasem poprzez zapewnienie dziecku optymalnych warunków do rozwoju, odpowiednie jego układanie, podnoszenie i prawidłowe wykonywanie zabiegów pielęgnacyjnych), i mimo to korzysta z takich gadżetów, jego zaburzenia mogą się pogłębić i utrwalić.

Do prawidłowego rozwoju potrzebne są dziecku tylko: odpowiednia dawka ruchu, przestrzeń umożliwiająca mu swobodne przemieszczanie się, środowisko bogate w różnorodne bodźce, odpowiednia ilość czasu do kształtowania nowych umiejętności oraz cierpliwość, uważność i wiara rodzica.

Gdy dziecko ma zapewnione warunki, które nie będą hamować jego rozwoju, zupełnie wystarczającym motywatorem do nauki kolejnych umiejętności (takich jak chodzenie, siadanie czy skakanie) jest dla niego wrodzona ciekawość świataJ

Jeśli macie jakieś pytania do tej lub poprzedniej części, to napiszcie je w komentarzu – na pewno odpowiem J

Nie dajcie sobie wmówić, że dziecko potrzebuje tych nowoczesnych gadżetów, aby dobrze się rozwijać! W dyskusji z ich zwolennikami wykorzystajcie przytoczone przeze mnie argumenty. J Śmiało dzielcie się tym artykułem ze znajomymi, przyszłymi rodzicami lub rodzicami maluchów.

Macie w domu pchacz lub skoczek? Używaliście takich gadżetów jak Wasze dziecko było małe? 

Przypominam, że dzisiejszy wpis możecie pobrać w formie pliku .pdf   t u t a j